***
Kolejny bal, nadęci ludzie, szykowne stroje, przepych i żarcie. Tfuj. Wydostałem się z zatłoczonej sali i zapaliłem papierosa, ot tak, żeby się dotlenić. Co za głupota, organizować takie imprezy? Te skupisko, udające, że umie tańczyć. Westchnąłem ciężko, zerkając w dół, za balustradę.
I trafiło mnie. Jak grom z jasnego nieba. Ujrzałem tą delikatną skórę barwy świeżego mleka, oczy, ach!, szmaragdy, otulone powieczkami i okalane długimi rzęsami. Zaczerwienione wargi, przygryzane lekko równymi, białymi perełkami. Och, te nieco rozkojarzone, zdezorientowane spojrzenia, rzucane ukradkiem... Niewinna twarz, powabne ruchy, mowę mi odjęło, obserwując zwinne ruchy, pełne gracji. I te szczupłe palce, nawijające kosmyk włosów barwy najwyborniejszego miodu. Tak oto się zakochałem.
Boże, jakaż romantyczna noc przypadła na rozwój najznakomitszego romansu na ziemi. Wbiłem zachłanne spojrzenie w delikatny zarys postaci, na tle mlecznobiałego światła. Wychyliłem głowę zza wdzięcznego krzaka róż, wyciągając gałązki i przypadkowe trawki z włosów. Przeklnąłem brzydko, czując, jak co rusz coś wbija mi się w szanowne pośladki. Wyturlałem się spod krzaka i urwałem jedną różę. Podślizgnąłem się pod balkon i nabrałem w płuca powietrza.
-O, piękna istoto~! Wyjdź, wyjdź na balkon!-zawołałem śpiewnym głosem, najgłośniej, jak potrafiłem. Teraz poemat, wiersz może jakiś... Ale ja, do cholery, nienawidzę poezji!
W tle rozległ się odgłos świerszcza. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Podniosłem z ziemi kamień i rzuciłem w okno. Ciszę nocy rozdarł głośny brzdęk szkła i drzwi balkonowe, uderzające o ścianę. Oto na scenę wkroczyła miłość mojego życia. Ukląkłem na kolano i uniosłem dłoń z różą w górę, przygotowując się do pieśni powitalnej.
-CO TO, KURWA?! NA SWOIM WAŚĆ JEST?! WYPIERDALAĆ Z PODWÓRKA, BO WILCZUREM POSZCZUJĘ!
Zaniemówiłem z wrażenia, rozdziawiając usta w niemym zachwycie. Głos niczym słowik, rozdzierany przez głodną parę kotów. Doprawdy, najpiękniejszy trel, jaki w życiu słyszałem.
-O miłości moja, twój głos rozlega się w ciemności jak najpiękniejsza pieśń. Kiedy dzieci cię słyszą, to przestają płakać, a ptaki kulą się na gałęziach!
-MORDA.
-Czyż zechcesz wyjawić mi swe imię, piękności moje? Jeśli tylko będę je znał, wyryję je sobie w sercu i będę sławić w całym świecie jako nazwa najwdzięczniejszego stworzenia...
-BO ZAWOŁAM CIECIA!
-Och, pozwól mi chociaż raz dotknąć swojej skóry, co droższa od platyny i delikatniejsza od jedwabiu. Pozwól musnąć ustami swą delikatną dłoń i wziąć cię w ramiona, bym poprowadził cię w tańcu prawdziwej, namiętnej miłości!
-Jak chcesz się pieprzyć, to właź.
Piękność zniknęła we wnętrzu. Ja zaś, wcale nie aż tak pokracznie, wdrapałem się po murze i wskoczyłem na balkon. Na szczęście to był parter. Wkroczyłem do pokoju i zachwyciłem się skromnością. Proste łoże zajmowało sporo miejsca i to na nim, na śnieżnobiałej pościeli, siedziała najpiękniejsza postać, niczym kwiat na kupie obornika. Padłem na kolana u stóp mej miłości i ująłem nagą, zgrabną stópkę w dłonie. Jak na moje oko, rozmiar 43. Spojrzałem w górę. Moja miłość okazała się wyższa, niż zdawało mi się wcześniej. Fakt, że ciało okrywało tylko długa do połowy uda koszula rozochociła mnie i sprawiła, że brudne myśli splamiły mój umysł. Niestety, piersi okazały się mało urodzajne, z tego, co zauważyłem. Ach, miłość wszystko wybaczy.
-Pozwól mi cię wziąć w ramiona i...
Moja miłość okazała się także silniejsza, niż się spodziewałem. Zostałem wręcz rzucony na łóżko i pozbawiony po drodze koszuli. Ma miłość usiadła mi na biodrach i przygniotła moje nadgarstki nad głową.
-M-moja pani, czy nie wstydzisz się mnie? Obcego mężczyzny? Może wyjawisz mi choć swoje imię, zanim przejdziemy do rozkoszy?
-Siemano, Julek jestem.
Fakt, że byłem przywiązany do łóżka też jakoś mnie nie cieszył, ani to, że mój "wybranek" właśnie poszukiwał w szafie wazeliny. Z przerażeniem odkryłem także, że Julek jest na sto procent mężczyzną, kiedy pozbył się koszuli. Nigdy nie podejrzewałem nawet, że role Romeo i Julii mogą się odwrócić... oraz że to tak cholernie boli. Zapamiętać: nie wszystko baba, co w kiecce.
I trafiło mnie. Jak grom z jasnego nieba. Ujrzałem tą delikatną skórę barwy świeżego mleka, oczy, ach!, szmaragdy, otulone powieczkami i okalane długimi rzęsami. Zaczerwienione wargi, przygryzane lekko równymi, białymi perełkami. Och, te nieco rozkojarzone, zdezorientowane spojrzenia, rzucane ukradkiem... Niewinna twarz, powabne ruchy, mowę mi odjęło, obserwując zwinne ruchy, pełne gracji. I te szczupłe palce, nawijające kosmyk włosów barwy najwyborniejszego miodu. Tak oto się zakochałem.
Boże, jakaż romantyczna noc przypadła na rozwój najznakomitszego romansu na ziemi. Wbiłem zachłanne spojrzenie w delikatny zarys postaci, na tle mlecznobiałego światła. Wychyliłem głowę zza wdzięcznego krzaka róż, wyciągając gałązki i przypadkowe trawki z włosów. Przeklnąłem brzydko, czując, jak co rusz coś wbija mi się w szanowne pośladki. Wyturlałem się spod krzaka i urwałem jedną różę. Podślizgnąłem się pod balkon i nabrałem w płuca powietrza.
-O, piękna istoto~! Wyjdź, wyjdź na balkon!-zawołałem śpiewnym głosem, najgłośniej, jak potrafiłem. Teraz poemat, wiersz może jakiś... Ale ja, do cholery, nienawidzę poezji!
W tle rozległ się odgłos świerszcza. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Podniosłem z ziemi kamień i rzuciłem w okno. Ciszę nocy rozdarł głośny brzdęk szkła i drzwi balkonowe, uderzające o ścianę. Oto na scenę wkroczyła miłość mojego życia. Ukląkłem na kolano i uniosłem dłoń z różą w górę, przygotowując się do pieśni powitalnej.
-CO TO, KURWA?! NA SWOIM WAŚĆ JEST?! WYPIERDALAĆ Z PODWÓRKA, BO WILCZUREM POSZCZUJĘ!
Zaniemówiłem z wrażenia, rozdziawiając usta w niemym zachwycie. Głos niczym słowik, rozdzierany przez głodną parę kotów. Doprawdy, najpiękniejszy trel, jaki w życiu słyszałem.
-O miłości moja, twój głos rozlega się w ciemności jak najpiękniejsza pieśń. Kiedy dzieci cię słyszą, to przestają płakać, a ptaki kulą się na gałęziach!
-MORDA.
-Czyż zechcesz wyjawić mi swe imię, piękności moje? Jeśli tylko będę je znał, wyryję je sobie w sercu i będę sławić w całym świecie jako nazwa najwdzięczniejszego stworzenia...
-BO ZAWOŁAM CIECIA!
-Och, pozwól mi chociaż raz dotknąć swojej skóry, co droższa od platyny i delikatniejsza od jedwabiu. Pozwól musnąć ustami swą delikatną dłoń i wziąć cię w ramiona, bym poprowadził cię w tańcu prawdziwej, namiętnej miłości!
-Jak chcesz się pieprzyć, to właź.
Piękność zniknęła we wnętrzu. Ja zaś, wcale nie aż tak pokracznie, wdrapałem się po murze i wskoczyłem na balkon. Na szczęście to był parter. Wkroczyłem do pokoju i zachwyciłem się skromnością. Proste łoże zajmowało sporo miejsca i to na nim, na śnieżnobiałej pościeli, siedziała najpiękniejsza postać, niczym kwiat na kupie obornika. Padłem na kolana u stóp mej miłości i ująłem nagą, zgrabną stópkę w dłonie. Jak na moje oko, rozmiar 43. Spojrzałem w górę. Moja miłość okazała się wyższa, niż zdawało mi się wcześniej. Fakt, że ciało okrywało tylko długa do połowy uda koszula rozochociła mnie i sprawiła, że brudne myśli splamiły mój umysł. Niestety, piersi okazały się mało urodzajne, z tego, co zauważyłem. Ach, miłość wszystko wybaczy.
-Pozwól mi cię wziąć w ramiona i...
Moja miłość okazała się także silniejsza, niż się spodziewałem. Zostałem wręcz rzucony na łóżko i pozbawiony po drodze koszuli. Ma miłość usiadła mi na biodrach i przygniotła moje nadgarstki nad głową.
-M-moja pani, czy nie wstydzisz się mnie? Obcego mężczyzny? Może wyjawisz mi choć swoje imię, zanim przejdziemy do rozkoszy?
-Siemano, Julek jestem.
Fakt, że byłem przywiązany do łóżka też jakoś mnie nie cieszył, ani to, że mój "wybranek" właśnie poszukiwał w szafie wazeliny. Z przerażeniem odkryłem także, że Julek jest na sto procent mężczyzną, kiedy pozbył się koszuli. Nigdy nie podejrzewałem nawet, że role Romeo i Julii mogą się odwrócić... oraz że to tak cholernie boli. Zapamiętać: nie wszystko baba, co w kiecce.
He, he, he. Biedny Romuś. Pisz dalej. I przepisz do zeszytu w poniedziałek chcę mnieć to na piśmie.
OdpowiedzUsuńJa, ja, ja. Już mnie rwie.
OdpowiedzUsuń...Miałeś coś dodać... Przez Ciebie mi się nudzi...BAKA!!!!
OdpowiedzUsuńTa, bo Kazach nic nie robi, tylko siedzi i przepisuje.
OdpowiedzUsuń...Kiedy coś dodasz?...Miałeś dodać....Już prawie tydzień temu.....
OdpowiedzUsuń