Pisane jak zwykle dzięki tchnieniu weny. Krótki angst, występują Alex i Adile. Jak zawsze, kiedy chodzi o nich, ten kawałek moich myśli dedykuję Rox.
***
Oczekiwanie, ciągnące się w nieskończoność. Los, gorszy od
śmierci. Ciągłe oczekiwanie końca. Nadzieja.
Rzucam tęskne spojrzenie w kierunku otwartego okna. Jesienny
chłód wślizguje się do środka, węsząc, kąsając skórę. Niech kąsa moje nagie
ciało, niech się syci. Trwam w pustkowiu, jestem beznadziejny. Nie potrafię
nawet wstać, by zamknąć okno. Nikt nie przyjdzie do mnie, nie zamknie okna. Nie
zatroszczy się. Przyświecam sobie świecą, ciepły wosk spłynie po blacie biurka.
Nie potrafię wymienić żarówki. Ta cholerna niemoc.
Ciche szelesty wymiętej przez drżącą dłoń kartki wiążą się z
narastającymi podmuchami wiatru. Nikt nie przyjdzie, by zamknąć okno. Słowa
same skreślają się na papierze, atrament zostawia paskudną plamę. Na kartce, na
dłoni. Tam, gdzie papier jest wilgotny, rozmywa się, rozmazuje słowa, plami
dłoń. Nie potrafię już ładnie pisać. Palce zbyt drżą. Pozostaje niemoc. Nikt
nie przyjdzie, by zamknąć okno.
Słowa lekarza padają jak wyrok, ciężkie piętno,
przekleństwo. Czy bardziej cieszyłbym się, gdybym nie obudził się ze Snu?
Pewnie byłoby mi to obojętne. Wolałbym nie słuchać. Nie obudzić się. Spoglądam
na samotne, sąsiednie łóżko. Zostawiłeś mnie, mówię cicho, z wyrzutem. Nie mam
siły, by płakać. Pielęgniarka, Anioł Zbawienia, przynosi strzykawki pełne
Obietnicy. Zapadam w miękki, lepki sen. Już nic mnie nie obchodzi.
W głowie odbijają się słowa lekarza. Rehabilitacja. Wychodzę
ze szpitala, wracam do domu rodzinnego. Nigdy mnie już nie zobaczą.
Pielęgniarka odwiedza mnie w domu raz w tygodniu. Pociesza, przynosi zakupy,
proponuje spacery. Odejdź, nie chcę twojej litości. Nie zastąpisz tego, kto
zamykał okno.
Próbuję stawiać kroki. Odpycham gniewnie wózek, chwytam się
desperacko ściany. Nogi protestują. W beznadziei zwijam się na chłodnych
klepkach, tuląc policzek do ściany, podziwiając kurz. I znowu wstaję, klnąc na
całe gardło, przeklinając niedowład. Kilka godzin później znajduje mnie
pielęgniarka, skulonego przy fotelu. Nikt nie podał dłoni.
Ciało przechodzą dreszcze. Mam ochotę wyć, płakać i
krzyczeć. Wołać Ciebie. Wiem, że nie odpowiesz. Mam ochotę uderzać głową o
ścianę, z goryczy gryźć dłonie. Panie, kimkolwiek jesteś, Aniele Zbawienia,
pozwól mi. To los gorszy od śmierci.
Po jakimś czasie przychodzi zrezygnowanie. Ciało nie chce
jeść, nie chce pić. Pozwalam robić ze sobą robić wszystko. Pielęgniarka
odwiedza mnie codziennie. Nie odpowiadam na nerwowe trajkotanie. Potrafię
patrzeć tylko tęsknie za okno.
Pamiętam jak wczoraj każdą chwilę. Pamiętasz, mój Mały?
Stara pieśń z moich ust, cicha kołysanka do snu, by odegnać koszmary,
wyciskające łzy spod powiek. Nucę cicho, przełykam sól. Koszmar nie chce
odejść.
Pamiętasz, mój Mały? Wichura porywa pył, burza szaleje.
Boisz się, mój Mały. Ciepłe ramiona przynoszą ci ukojenie. Nie boisz się już,
prawda? Ciepłe wargi składają pocałunek czole. Nic ci nie grozi.
Wciskam twarz w miękki materiał. Leżę, niczym kukiełka z
obciętymi sznurkami u stóp łóżka. Śpię w Twoim pokoju, chłonąc delikatny zapach
ubrań, pościeli. Spadam na ziemię. To nie do zniesienia.
Dzisiaj, mój Mały, znalazłem na dnie Twojej szafy skrawek
wspomnień. Chciałeś być dorosły, zabawki zostały wyniesione na strych, już na
zawsze zapomniane. Krztuszę się, ściskając wyświechtanego konika. Tego się nie
pozbyłeś. Już zawsze muszę mieć go przy sobie. Strata, nawet chwilowa, wywołuje
atak paniki. Nikt nie może go dotknąć.
Tego dnia pielęgniarka wyciągnęła mnie na spacer. Nie
unosiłem wzroku. Czułem poniżenie. Wszyscy patrzą i widzą kalekę. Stałem się
nim. Wrakiem. Śmieciem. Nie potrafię nawet wstać, by oddać ci należną cześć. To
ja Cię zabiłem. Przeze mnie pożarł cię płonący wrak. Kiedy kobieta odchodzi,
taktownie zostawiając mnie samego z bólem, klęczę przy zimnym granicie. Wyrywam
włosy, z niemym krzykiem na ustach, alarmuję przechodniów. Potem nigdy już nie
mogę Cię odwiedzić.
Niebo rozmazuje się, ciemnieje i zamiera pod powiekami. Rano
znajduje mnie pielęgniarka, gani, ucieka wzrokiem od oszpeconego ciała. Nie
patrz. Rozpacz jest zaraźliwa. Nikt już nie zamknie okna.
Wracam znowu do szpitala. Puste, chłodne ściany patrzą na mnie,
mam ochotę krzyczeć. Serce kłuje, szarpie się rozpaczliwie w piersi.
Budzę się z ciężkiego snu. Piski aparatury mnie irytują,
pielęgniarki doprowadzają do szału. Mam ochotę wyrwać wenflon, kabelki,
wszystko, co trzyma mnie przy życiu. Nie mam siły.
Patrzę w okno, na nocne niebo. Uśmiech kwitnie na ustach.
Więc jednak mnie odwiedziłeś, mój Mały. Obserwuję Twój obrys, kucasz na
parapecie. Po chwili obejmują mnie szczupłe, ciepłe ramiona. Słodki, piękny
zapach wypełnia nozdrza. Przeciągły pisk alarmuje lekarzy. Nie rozdzielą
Naszych splecionych dłoni. Jesteś ze mną, kiedy wiozą mnie w szaleńczym galopie
korytarzem. Uśmiechasz się czule, kiedy nachalne, białe lampy biją w oczy.
Wyrywam się do Ciebie. Przepraszam, pragnę krzyczeć, wypadek to moja wina. Serce zamiera już na zawsze.
Jesteś moim światełkiem w tunelu.
W sali zostało tylko otwarte okno.
Mimo że nie znam bohaterów i nie wiem, o co chodzi, to opowiadanie i tak chwyciło mnie za serce.
OdpowiedzUsuńPiszesz w bardzo charakterystyczny sposób, czyta się przyjemnie, łatwo jest wczuć się w bohaterów i wszystko inne.
Proszę o więcej (chcę Gabrysia ze swoim Aniołem Stróżem!), niech Wen będzie z Tobą!
Wchodzę na twojego bloga, czytam i tak się zastanawiam.. Dlaczego nie znałam go wcześniej!? Przeczytałam większość twoich dzieł, chociaż nie ukrywam jeszcze trochę mi zostało, ale wszystko nadrobię. Może nawet jeszcze dziś . :D
OdpowiedzUsuńAle wracając do bloga. Na początku jak go otworzyłam i przeczytałam "Yo, mothetfuker" pomyślałam sobie, jej.. już go lubię ;D Następnie opis twojej osoby. "tam, gdzie powietrze jest najlepsze w całej Polsce, tylko trzeba je dobrze pogryźć" Na mojej twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha i tylko potwierdziłam swoje wcześniejsze przypuszczenia. Następnie zabrałam się za twoje opowiadania. Przeczytałam kilka ciągle się uśmiechając. Tak, tak naprawdę piszesz bardzo dobrze. Masz swój oryginalny styl, bo piszesz dość specyficznie, ale to dobrze i chyba jeszcze bardziej mnie urzekło. ;D
Nie mogę się doczekać, aż napiszesz coś jeszcze.
Mam nadzieję, że się nie obrazisz jak umieszczę adres twojego bloga w zakładkach na swoim ? No i zapraszam oczywiście do siebie.http://yaoi-by-lanna.blogspot.com/
życzę Ci dużo weny . ;D